Niektórzy nazywają Madagaskar „Ósmym Kontynentem” ze względu na odrębność przyrodniczą względem Afryki. Prawie każdy, dzięki popkulturze Madagaskar kojarzy z lemurami.
Madagaskar przyciąga turystów, choć nie jest to kierunek jak każdy inny i w poniższym tekście chciałbym przybliżyć Wam moją perspektywę po odbyciu ponad dwutygodniowej podróży przez to państwo.
Madagaskar zajmuje wyspę o tej samej nazwie ale też wiele innych, niewielkich wysp przybrzeżnych.
Wiele turystów dociera jedynie na północ kraju, na niewielką, przybrzeżną wyspę Nosy-Be na której lądują duże samoloty czarterowe z Europy. Baza hotelowa na Nosy Be jest jak na malgaskie warunki całkiem rozbudowana, choć daleko jej do tej w Republice Dominikańskiej czy w Meksyku. Nie mniej jednak rajska Nosy-Be koncentruje najwięcej ruchu turystycznego w tym kraju.
Madagaskar to faktyczne pomieszanie światów. Przyrodnicze i kulturowe. W moim odczuciu nie jest to świat szczególnie „afrykański”, ale nie jest też bardzo „azjatycki”. Jaki więc jest Madagaskar? Wróciwszy stamtąd rozumiem skąd niektórzy nazywają go „ósmym kontynentem”, jak wspomniałem na początku. Jest światem widocznie odrębnym, innym.
Co ciekawe na Madagaskarze nie ma jednej, „podstawowej” trasy, którą podążają wszyscy odwiedzający. Wyspa jest ogromna, drogi są dość kiepskiej jakości a atrakcji całkiem sporo. Najważniejszy zatem okazuje się początkowy wybór trasy właściwie dopasowany do profilu turysty.
Wybierając się na tę wyspę warto spędzić trochę czasu przeszukując internet pod kątem potrzebnych informacji, choć ja zauważam, że dużo blogerów bardzo zawęża swoje treści i skupia się na tym, co wygodnie im pokazać i tylko na miejscach, które akurat odwiedzili. Dlatego moim zdaniem warto porozmawiać z ekspertem lub ekspertką, na przykład z wyspecjalizowanego biura podróży, którzy spojrzą na całość kompleksowo i odpowiednio doradzą trasę podróży.
PODRÓŻ PRZEZ MADAGASKAR (część 1)
Podchodząc do lądowania w stolicy Madagaskaru, Antananarywie, położonej na relatywnie dużej wysokości nad poziomem morza (około 1300 m n.p.m), w oczy rzucają się charakterystyczne wzgórza oraz rozległe pola ryżowe położone w dolinach. Lotnisko Ivato nie jest duże i mimo niedawno oddanego do użytku terminala wygląda dość prowincjonalnie. Także siatka połączeń oferowana ze stołecznego portu nie jest szczególnie imponująca. Do Europy lata tu tylko miejscowa linia Air Madagascar oraz Air France – oba połączenia na lotnisko de Gaulle’a w Paryżu. W końcu Madagaskar był kiedyś kolonią Francji.
Przejazd do centrum stolicy wiedzie początkowo przez rozległe obszary podmiejskie. Pełno tu zarówno domów jednorodzinnych, hoteli, budynków wielorodzinnych ale także na szybko skleconych z blachy i drewna szałasów.
Centrum stolicy jest dość nietypowe i trzeba przyznać, że robi wrażenie. Co do zasady dzieli się na Górne Miasto – Haute Ville – gdzie znajdują się górujące nad miastem Pałac Królowej i Pałac Andafiavaratra, Średnie Miasto i Dolne Miasto – Basse Ville z rozległymi targami oraz modernistyczną zabudową kolonialną z lat 30-tych XX wieku.
W Dolnym Mieście znajduje się też duże Jezioro Anosy – tereny wokół służą jako park i obszary rekreacyjne. Pomimo początkowego chaosu miasto nie jest przytłaczające. Dzięki licznym wzgórzom w wielu miejscach otwierają się piękne widoki.
Madagaskarskie linie lotnicze Tsaradia operują lokalne rejsy po wyspie samolotami turbośmigł owymi typu ATR. I to bardzo dobra informacja, gdyż drogi są w nienajlepszym stanie i z reguły łatwiej jest pokonać dystanse lecąc samolotem.
My ruszamy na zachód wyspy, do miasta Morondava położonego na wybrzeżu Kanału Mozambickiego. Krajobraz po wylądowaniu jest płaski, jest tu znacznie bardziej sucho niż na centralnych wyżynach a najbardziej charakterystycznym elementem widocznym w krajobrazie są olbrzymie baobaby raz po raz wzbijające się w niebo. Około godziny jazdy od miasta znajduje się jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc na wyspie – słynna Aleja Baobabów – odcinek drogi wzdłuż którego nagromadzenie tych drzew jest największe i rosną one niemal w szpalerach tworząc malownicze tło do zdjęć. W godzinach późno popołudniowych pełno tu ludzi, którzy gromadzą się oczekując na malowniczy zachód słońca. Wiadomo, podczas tzw. „golden hour” kolory są najpiękniejsze a zdjęcia wychodzą pięknie i bez nakładanych filtrów. To chyba jedyne miejsce na Madagaskarze, które zobaczę w miarę „pełne” turystów. Baobaby rosną wzdłuż drogi a obok znajduje się staw porośnięty liliami wodnymi. Słońce dziś zachodzi długo i ubarwia niebo coraz to bardziej intensywnymi kolorami aż w końcu całkowicie znika za horyzontem. Zamówione w turystycznym barze za równowartość około 8zł malgaskie piwo THB studzi pragnienie, choć dzień nie należał do nieznośnie gorących. Nastaje ciemna noc a my wracamy do hotelu w Morondavie, gdzie czeka na nas smaczna kolacja. Skoro to miasto portowe – na stole królują owoce morza. O 22:00 jest już zupełnie cicho a miasteczko sprawia wrażenie raczej sennego.
Wkrótce część 2 naszego bloga…