Muzyczna wyprawa do USA

Muzyczna wyprawa do USA

Kraje:
Kategoria:
muzyczny szlakPodróżepodróże z pasjąUSA

Blues i jazz – u źródeł

Po podróży już wiem, że miłość do bluesa i jazzu do tej pory była miłością na odległość, trochę korespondencyjną. Mimo obecnych czasów, gdzie wszystko dostępne jest w smartfonie – każda historia, wspomnienie, czy utwór i wydawało mi się, że znamy się i rozumiemy dobrze. Nie. Teraz wiem, że właściwa randka z bluesem i jazzem nastąpiła dopiero w czasie podróży, którą odbyliśmy wraz z Justyną do źródeł amerykańskiej muzyki rozrywkowej – Nowego Orleanu, Missisipi i Tennessee.

Pierwsze kroki w Nowym Orleanie (nasze i jazzowe)

Podróż rozpoczęła się chronologicznie względem historii muzyki – w Nowym Orleanie, gdzie narodził się nowoorleański jazz, ragtime – najczystsza forma transformacji muzyki poważnej w muzykę rozrywkową. Nie wiedzieliśmy czego spodziewać się po blisko stu latach od tych wydarzeń w sercu Nowego Orleanu – French Quarter? Tego samego klimatu? Próby jego odtworzenia? O wrażeniach za chwilę. Dzień rozpoczęliśmy kawą w kultowej Cafe Du Monde – przyjemne miejsce z sentymentem europejskim – smaczna kawa z ekspresu, z mlekiem (nie śmietanką), podawana ze świeżymi pączkami – duża ekstrawagancja w USA!😊 Mimo wczesnej pory przedpołudniowej już przygrywała nam nowoorleańska orkiestra – werbel i same instrumenty dęte – tuba, puzon, trąbka – klasyk gatunku i miód dla oczu i uszu!

 

French Quarter i wieczór na Bourbon Street

Potem spacer po zabytkowej dzielnicy French Quarter. Metalowe galerie bogato zdobione kwiatami tworzą wyjątkowy styl! W czasie spaceru co chwila dochodziły nas dźwięki – albo autentycznych orkiestr jazzowych albo „udawaczy” uderzających drewnianymi łyżkami o plastikowe wiaderka, z wystawioną kartką „Zbieram na trawkę” – ten problem rzuca się dość mocno w oczy w centrum miasta. Po spacerze krótki odpoczynek, wszak miasta tak silnie związane z muzyką ożywają dopiero wieczorem, wraz z otwarciem klubów muzycznych! Po 20:00 nie mogliśmy obrać innego kursu niż na sławną Bourbon Street, rozsławioną w wielu szlagierach jazzu, m.in. przez Louisa Armstronga. To jednak wyjątkowy, jedyny zawód w Nowym Orleanie. Sławna aleja jazzu dziś jest zagłębiem klubów nocnych, sklepów monopolowych, muzyki house i dyskotek. To bawialnia dla nastoletnich amerykanów. Może to odpowiedź współczesnych czasów na to czym ta ulica była na początku XX w.? Na szczęście równoległe jej ulice, zwłaszcza Royal Street, a także położona nieco na uboczu zgiełku French Quarter – Frenchman Street – zaspokajają potrzeby poszukujących ciasnych, jazzowych klubów. Dość powiedzieć, że na tym stosunkowo niewielkim obszarze, w piątkowy wieczór afiszują się aż 93 koncerty! To nie tylko młodzi, utalentowani jazzmani ale także np. Lina Prima – córka sławnego Louisa Primy – która poza autorskimi utworami pięknie odgrywa utwory ojca.

Mississippi – bluesowa podróż do legendarnych miejsc

Naszym kolejnym etapem podróży był stan Missisipi z bazą w Clarksdale – niewielkiej wsi, w której koncerty bluesowe grane są przez 365 dni w roku! To zmiana klimatu z kolorowego, bogatego w brzmienia, skocznego nowoorleańskiego jazzu, w surowe, nostalgiczne ale jakże autentyczne brzmienie bluesa z delty Missisipi! Droga samochodem z Luizjany w górę stanu Missisipi upłynęła nam pod znakiem kilku przystanków na trasie bardzo dobrze oznaczonego, ale skromnego w swojej ofercie szlaku bluesa Missisipi – „Mississippi Blues Trail”. Dostępna jest aplikacja na telefon, która na mapie wskazuje kilkadziesiąt punktów w obrębie całego stanu. W większości jednak są to tablice upamiętniające, umieszczone gdzieś w szczerym polu albo pośrodku jakiejś miejscowości. Warto zatem przejrzeć sobie tę aplikacje na etapie planowania podróży i świadomie wybrać kilka z tych punktów. My zdecydowaliśmy się odwiedzić tego dnia m.in. symboliczny grób Roberta Johnsona uważanego za ojca muzyki bluesowej, pierwszego z niesławnego klubu 27, postać tragiczną, mistyczną i legendarną już nie tylko dla fanów muzyki ale w popkulturze amerykańskiej. Legenda głosi, że pewnego dnia zawarł pakt z diabłem na rozstaju dróg. To zaprowadziło go do zguby i wczesnej śmierci. Stąd w kanonie bluesa tak wiele utworów nawiązujących do sławnego „Crossroads Blues”.


Klubowa autentyczność Clarksdale

Późnym wieczorem dojeżdżamy do małej miejscowości Clarksdale. De facto, jakiekolwiek życie toczy się wokół jednej ulicy – Delta Avenue. Pan w hostelu, w „centrum” miasteczka informuje nas, że tu nigdy nie ma szczytu sezonu. Co raz wpadają tutaj tacy jak my – miłośnicy bluesa, świadomi czego oczekują i po co tu przyjechali. Nikt nie trafia do tej miejscowości z przypadku. To, o czym wspomniał okazało się pierwszego wieczora. Wizyta na koncertach w dwóch klubach – Najpierw Ground Zero. Klub, którego właścicielem jest Morgan Freeman, i którego celem jest podtrzymywanie kultury bluesa w dzisiejszym Missisipi. Proszę się nie martwić Panie Morgan, blues obecny jest wciąż i wszędzie 😊. Miejsce dość rozsławione, często gości tuzy bluesa. Drugim przystankiem był klasyczny Juke Joint – klub zachowany bardzo niedbale, klasyczna rudera, która broni się klimatem. To było przeżycie mistyczne. Redd’s Juke Joint to klub, w którym czas zatrzymał się wiele lat temu. W środku Afroamerykanie i – od tego momentu – dwójka turystów z polski. „Big A”, lokalna gwiazda, lekko podchmielony opowiada swoją historię z bluesem. Pełen pasji i zaangażowania. Wystrój lokalu – mimo, że znajdujemy się w USA – przypomina do złudzenia lokalną knajpkę w sercu Afryki. Budynek ledwo stoi, w środku sporo śmieci, nigdy nie sprzątane, sufit lekko oberwany, podtrzymany folią budowlaną… To wszystko jednak tworzy obraz jak z filmu, jak z tekstów tych wszystkich bluesowych utworów. Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnie autentycznego.

            Drugi dzień w sercu Missisipi upłynął na odwiedzaniu różnych punktów ze szlaku „Mississipi Blues Trail” – klub B.B Kinga, miejsce urodzin B.B Kinga, sławną farmę Pana Dockney, gdzie śpiewy niewolników przekształcały się w bluesy. Wieczorem musiała nastąpić rewizyta u Redd’sa… Drugi dzień z rzędu cudowny.

Memphis i ikony rock’n’rolla

Kolejnego dnia już krótsza trasa do przejechania ale znów legendarną – patrząc przez pryzmat historii muzyki w Stanach – drogą 61 z serca delty Missisipi do Memphis. Na początku XX w. identyczną trasę przemierzali bluesmani z delty chcący wypłynąć na wielkie wody – pierwszym przystankiem było zawsze Memphis. Dla nas tego dnia pierwszym przystankiem było Graceland – kompleks poświęcony Królowi – Elvisowi Presley’owi. W skład kompleksu udostępnionego zwiedzającym m.in. prywatne samoloty Elvisa, niezliczone pamiątki z czasów jego kariery, czy wizyta w jego posiadłości. Bilety jednak osiągały cenę 100 USD/os. Uznaliśmy, że to miejsce kultu pozostawiamy bezgranicznie zakochanym w Elvisie amerykanom, my obeszliśmy się fotką z oddali posiadłości Króla rock n’ rolla. Kolejnym przystankiem była sławna wytwórnia Sun Records – miejsce pierwszych nagrań m.in. Elvisa Presleya, Jerry Lee Lewisa czy Johnnego Casha. Piękny budynek na przedmieściach Memphis tworzy unikalną i silnie przeżywalną atmosferę, otóż studio udostępnione do zwiedzania niemal niczym nie różni się od tego z czasów, gdy przez drzwi do Sun Records (zachowane oryginalne do dziś, łącznie z wystrojem ówczesnego biura studia nagrań) wszedł każdy z wyżej wymienionych dżentelmenów nagrać ponadczasowy przebój. Studio zamykane jest raz na jakiś czas, gdy gwiazdy światowego formatu (m.in. Mick Jagger czy zespół U2) chcą zrobić sobie sesję nagraniową w tym wyjątkowym miejscu.

Beale Street –  kolory i dźwięki Memphis

Rytm dnia już jest wyuczony. Krótki, popołudniowy odpoczynek i wieczorny wypad na koncerty. Tym razem na legendarną Beale Street w Memphis. Neonoza w najlepszym tego słowa znaczeniu – ulica stosunkowo niedługa, pełna kolorowych, mrugających neonów, zachęca do wejścia na koncert, a wszędzie inna muzyka. Memphis to miasto ścierania się muzyki białych i czarnych amerykanów a więc gdzieniegdzie klimaty zbliżone do delty, gdzieindziej króluje rock and roll. My wylądowaliśmy najpierw w klubie gdzie pianista do bólu przypominał scenicznym image Jerry Lee Lewisa i posłuchaliśmy trochę rockabilly w najlepszym wydaniu. Potem znaleźliśmy się w klubie, w którym wystrój stanowiły podwieszone na suficie gitary z podpisami właścicieli – w mojej wyobraźni każda jedna taka gitara byłaby absolutnym, kolekcjonerskim rarytasem. Tam było ich około 100. Koncert bluesowy, ale już na większy skład niż trio. Wciąż żyjemy tym co spotkało nas w delcie i ciężko porzucić nam ten klimat.

STAX – dźwięki historii w Memphis

Kolejny poranek dedykowaliśmy odwiedzinom w drugim obok Sun Records legendarnym studiu nagrań w Memphis – STAX. Ta kuźnia artystyczna skupiała się głównie wokół czarnych muzyków gospel, soul i wczesnego RnB. Lata świetności STAX przypadają ciut później niż Sun Records, więc zamiast klimatu lat 60’tych królowały dyskotekowe kule, czy dziesiątki cekinowych stylizacji scenicznych najważniejszych artystów STAX. Studio dziś pełni już tylko funkcję muzealną. Przy samym studiu znajduje się szkoła muzyczna. Liczę, że czerpie najlepsze wzorce od sąsiedniego STAX’a 😊.

 

Neony, country i  kowboje na Broadway w Nashville. Do białego rana!

Następnego dnia opuszczamy świat czarnych bluesmanów z delty Missisipi, żegnamy świat wczesnych rock n’ rollowców i muzyków soul z Memphis, wjeżdżamy w świat kowbojów! Bo oto kierujemy się w stronę Nashville. Tam spuentujemy tą muzyczną podróż. Nadrzędna zasada dotycząca przemieszczania się przyświecała nam taka, że poruszaliśmy się poza autostradami. Dystanse nie były zabójcze, a jeżdżąc poza autostradą zwykle można zobaczyć więcej. I rzeczywiście, przejazd przez stan Tennessee był bardzo ciekawy. Klimat przypominający nieco polskie Bieszczady. Wjazd do Nashville z goła inny niż ostatnie dni spędzone na południu. Na przedmieściach witają nas pokaźne wille a „downtown” znacznie pokaźniejsze w kontekście nowoczesnych wieżowców niż Memphis czy Nowy Orlean. Jesteśmy już nauczeni schematu. Interesuje nas muzyka! Szukamy głównej ulicy pełnej neonów 😊. W przypadku Nashville była to Broadway. Pojedliśmy pysznego kurczaka, z którego Nashville słynie i ruszyliśmy w miasto! Zupełnie inny klimat! To chyba właśnie tak wyglądają amerykańskie tradycyjne dyskoteki? Jak dla mnie bomba! Muzyka country na żywo, sporo alkoholu, nieoficjalnie obowiązuje dresscode w każdym jednym klubie – kowbojki, kapelusz i wszechobecny jeans obowiązkowy! Muzyka na Broadway w Nashville gra bez przerwy, od 10:00 do białego rana. Atmosfera już mniej koncertowa, mniej głęboka w przekazie, zdecydowanie bardziej zabawowa. Idealnie żeby skończyć tę przygodę!

Muzyka, którą widzieliśmy

            Jesteśmy dumni i szczęśliwi z Justyną jak udało nam się ułożyć trasę. Jest absolutnie nieoczywista, przez te kilkanaście dni nigdzie na tej trasie nie doszedł naszych uszu europejski język pośród mijanych przechodniów. Wybraliśmy kierunki dedykowane raczej odwiedzającym amerykanom i nielicznym zapaleńcom, którzy podróżują świadomie i poszukują konkretnych wrażeń. Możemy śmiało powiedzieć, że to była jedna z piękniejszych przygód w naszym życiu! A doznania muzyczne? Nieopisane. Poza lekkim rozczarowaniem główną ulicą Nowego Orleanu wszystkie muzyczne lokalizacje funkcjonują w pełni i w mocy przekazu jakiego nawet nie oczekiwaliśmy. Nikt niczego nie udaje, nie odtwarza. Muzycy kontynuują z powodzeniem swoje historyczne dziedzictwo. A my po tej podróży, słuchając orkiestrowego, nowoorleańskiego jazzu, tradycyjnego bluesa z delty czy skocznego country z Nashville, muzykę już nie tylko słyszymy ale też widzimy!

Ulubione kierunki podróżników
WSZYSTKIE KOLORY KENTE
Burkina Faso, Ghana
od 1 do 12 osób
KENYA BREAK
Kenia
od 1 do 12 osób
WIELKA MIGRACJA SERENGETI
Tanzania
od 1 do 12 osób
KILIMANJARO MACHAME ROUTE
Tanzania
od 1 do 12 osób

Darmowa 45-minutowa konsultacja online z naszymi Ekspertami od Podróży dostępna przez platformę Teams

789229983