Malawi: serce Afryki oczami naszych podróżników

Cisza, która brzmi jak muzyka. Mgła unosząca się nad jeziorem o poranku, szelest liści pod nogami w Viphya Forest i zapach wilgotnej ziemi po afrykańskim deszczu. Tak zapamiętali Malawi uczestnicy jednej z naszych ostatnich wypraw.

To nie była tylko podróż. Dla wielu – był to powrót do głębokiego spokoju. Do miejsc, gdzie życie ma rytm, którego nie da się przyspieszyć. Malawi, słusznie nazywane „Ciepłym sercem Afryki”, pokazało się im z najbardziej intymnej strony.

Dziś dzielimy się tą opowieścią – zapisem chwil, emocji i spotkań, które wydarzyły się naprawdę. Zdjęcia, które tu umieszczamy otrzymaliśmy od naszych Klientów, którzy zaufali Flow Africa i ruszyli z nami na południe kontynentu, by doświadczyć Afryki bez filtrów.

…Choć przesiadki po drodze zdawały się ciągnąć w nieskończoność, moment, w którym stanęliśmy na płycie lotniska w Lilongwe, był jak pierwszy oddech po długim śnie. Powietrze pachniało ciepłem i kurzem, a w powitalnym spojrzeniu lokalnych przewodników było coś, co od razu kazało poczuć się jak gość, a nie turysta.

Lilongwe i Viphya. Pierwsze kroki, pierwszy zachwyt

Zaczęło się od Lilongwe – gwarnego, tętniącego miasta. Ale już „chwilę później” nasi klienci stali pośród leśnych wzgórz Viphya, z kubkiem kawy w ręku, patrząc jak słońce wschodzi nad mgłą. W Luwawa Forest Lodge naprawdę można usłyszeć ciszę – tę, której tak brakuje w codziennym życiu. Pierwsze wspólne spacery, pierwsze śmiechy przy ognisku – i już wiedzieli, że to będzie podróż inna niż wszystkie. Luwawa Forest Lodge – położona pośród zielonych wzgórz, to jakby sekretna przystań. „Nasz pierwszy zachód słońca w Malawi był spektaklem – złoto i róż wlewały się między cienie drzew. Spacer po lesie przyniósł spotkania z buszbokami i werwetami, a gdzieś w oddali słyszeliśmy śmiech szakala. Noc przyniosła ciszę, przerywaną tylko szumem liści i cichym, kojącym dźwiękiem afrykańskiej nocy.”

Nyika. Safari wśród mgieł i ciszy

Tu nasi podróżnicy spotkali zebrę na tle wzgórz, lamparta czającego się w trawie i ptaki, których nazw nikt nie był w stanie wymówić. Safari w Nyice nie jest pełne zgiełku. Jest powolne. Prawdziwe. „Tam odetchnąłem po raz pierwszy od miesięcy” – napisał nam potem jeden z uczestników a w rozmowie z nami dodał: Nie byliśmy gotowi na to, co zobaczyliśmy w Parku Narodowym Nyika. Ten płaskowyż – przypominający bardziej szkockie wrzosowiska niż typowe afrykańskie pejzaże – zapierał dech w piersiach. Orkiestra ptaków, orchidee w pełnym rozkwicie, zebry stojące jakby malowane na tle mgieł unoszących się z dolin, to było dzikie doznanie!” 🙂

Dni mijały uczestnikom wyprawy na safari 4×4 i pieszych eksploracjach. W nocy obserwowali niebo – czarne jak atrament, usiane tysiącami gwiazd, które wydawały im się bliskie jak nigdy dotąd.

Mzuzu i Nkhata Bay i codzienność, która zostaje w sercu

Na targu w Mzuzu nasi klienci mieszali się z tłumem – kupowali świeże owoce, śmiali się z dziećmi, targowali o rzeźby z lokalnymi artystami. Następnie udali się do Nkhata Bay – wioski, która zatrzymuje czas. Snorkeling w jeziorze Malawi, rejsy łodzią o zachodzie, leniwe wieczory w Fat Monkeys Lodge – to był moment, gdy naprawdę poczuli, że są częścią tego świata.

„Dotarcie do Nkhata Bay było jak zmiana filmu – nagle ciepłe podmuchy znad jeziora, piasek pod stopami, rybacy witający nas uśmiechem i łodzie huśtające się na turkusowej wodzie. Jezioro Malawi to żywa galeria barw – zarówno pod, jak i nad powierzchnią. Nurkowanie tutaj to jak wizyta w rafie koralowej, tylko słodkowodnej – z dziesiątkami gatunków kolorowych pielęgnic. Wieczory spędzaliśmy przy ognisku, pijąc lokalne piwo i słuchając opowieści mieszkańców o duchach jeziora i o tym, jak woda zna wszystkie tajemnice ich przodków.”

Nkhotakota. Afryka poza szlakiem

Nkhotakota to miejsce, które zapada w serce. Dla wielu – również dla nas – to esencja dzikiej Afryki. Bez tłumów, bez utartych szlaków. Tylko sawanny, stada słoni i lodże, które znikają w zieleni, jakby były częścią krajobrazu od zawsze.

„Siedzieliśmy wieczorem nad rzeką Bua. Nikt z nas się nie odzywał. Cisza mówiła wszystko. To była ta chwila… której nie zapomnę nigdy” – wspominała jedna z uczestniczek naszej wyprawy. Rezerwat Nkhotakota to prawdziwe sanktuarium. Dzikie, nieokiełznane, tętniące życiem. Wędrowaliśmy przez gęste lasy, aż natknęliśmy się na stado słoni przechodzących przez rzekę. Ich ruchy były tak spokojne, że wydawały się nierzeczywiste – jak w zwolnionym tempie. Nad naszymi głowami unosiły się setki motyli – istny kalejdoskop barw. Poranne wędkowanie i długie, ciche spacery dawały poczucie, że jesteśmy tylko gośćmi. Gośćmi w świecie, który nie zna pośpiechu – i nie potrzebuje niczego więcej.”

Liwonde czyli Afryka z marzeń

Dla nas Liwonde to jedno z tych miejsc, które za każdym razem robią wrażenie – nawet jeśli byliśmy tu już wiele razy. Park Narodowy Liwonde to scenografia prawdziwego spektaklu natury. Hipopotamy zanurzone w nurcie rzeki Shire, krokodyle wygrzewające się leniwie na piaszczystych brzegach, a między akacjami – zwinne antylopy szablorogie, które pojawiały się i znikały niczym duchy buszu.

Rejs łodzią o zachodzie słońca był jak sen. Powietrze pachniało rzeką i ciepłym wiatrem. Woda odbijała sylwetki drzew, a nad nami przelotnie przemknął rybołów – niemal symbol tej niezwykłej krainy. W samym sercu parku czekała na nas lodge z widokiem, który dosłownie odbierał mowę. Liwonde to Afryka z marzeń – i takich chwil się nie zapomina.

Safari tutaj było jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów całej wyprawy – i nie zawiodło. „Kiedy nasza łódź sunęła cicho przez rzekę w złotym świetle popołudnia, a dookoła unosiły się tylko odgłosy ptaków i parskanie hipopotamów… poczułam, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam” – opowiedziała nam uczestniczka wyprawy.

Zomba, Mlandżi i herbaciane wzgórza

Zomba Plateau było dla naszych podróżników chwilą wytchnienia – zieloną, górską odsłoną Malawi, której mało kto się spodziewa. To miejsce z rześkim powietrzem, wodospadami i szlakami wijącymi się wśród lasów i skalnych zboczy. Pokazaliśmy im zupełnie inną twarz Afryki – chłodniejszą, spokojniejszą, niemal alpejską.

Następnego dnia ruszyliśmy w stronę masywu Mlandżi – potężnego i majestatycznego. Wędrowaliśmy z lokalnym przewodnikiem, który znał każdą ścieżkę, każde drzewo. Opowiadał o górach tak, jakby mówił o starych przyjaciołach. Panorama z jednego ze szczytów – szeroka, bezkresna – zostawiła wrażenie, które trudno opisać słowami.

Na zakończenie dnia nasi podróżnicy odwiedzili herbaciane pola – równo przycięte krzewy i widoki na wzgórza tworzyły idealne tło do spokojnej rozmowy przy filiżance lokalnego naparu. Dom, w którym nas przyjęto, pamiętał jeszcze czasy kolonialne – i nadal miał w sobie ten szczególny rytm, w którym czas płynie wolniej.

„To był dzień pełen zachwytu i… ciszy. Każdy z nas znalazł coś swojego w tej przestrzeni” – powiedział jeden z uczestników, kiedy wracaliśmy z gór. A dla nas, w Flow Africa, to był kolejny dowód na to, że Malawi to kraj niespodzianek – gdzie nawet w sercu Afryki można poczuć się jak w górskim ogrodzie.

Majete – spotkanie z nosorożcem

Majete to jedno z tych miejsc, gdzie można poczuć prawdziwą siłę natury – i jej cichą odbudowę. Jeszcze kilkanaście lat temu w tym rezerwacie nie było prawie żadnych dużych zwierząt. Dziś? Nosorożce, słonie, bawoły i antylopy szablorogie znów tworzą codzienny rytm tego miejsca. Podczas naszej wizyty wydarzyło się to, na co wielu czeka latami – spotkanie z nosorożcem czarnym. Spokojny, dostojny, wyłonił się spomiędzy drzew na moment – i ten moment wystarczył. Było cicho. Każdy patrzył bez słowa.

Zwierzęta są tu jakby obecne bardziej – może dlatego, że wróciły po długiej nieobecności. „Wiedzieliśmy, że jesteśmy świadkami czegoś wyjątkowego” – powiedziała jedna z osób z grupy. I trudno się z tym nie zgodzić.

Tego dnia zatrzymaliśmy się też w miejscu, które zawsze robi wrażenie – Huntington House. Nie przez luksus, ale przez atmosferę. Lunch pod ogromnym fikusem, w cieniu stuletnich murów i z widokiem na herbaciane pola był spokojnym kontrapunktem dla emocji z safari.

Obietnica powrotu

Ostatnie chwile spędziliśmy w Blantyre – mieście Davida Livingstona. Z tarasu widzieliśmy, jak słońce powoli znika za wzgórzami, jakby i ono żegnało się z turystami, z nami. W sercu czuliśmy wdzięczność – za krajobrazy, zwierzęta, ludzi, zapachy i dźwięki.

Malawi nie ma wielkich hoteli ani znanych kurortów. Ma za to coś znacznie cenniejszego – duszę.

Kiedy nasi klienci wrócili, przynieśli ze sobą więcej niż zdjęcia. Przynieśli spokój. „Nie wiedziałam, że istnieje jeszcze taka cisza. Że można tak odpocząć. Tak poczuć siebie”. Takie słowa dostajemy od nich do dziś.

Bo Malawi to nie podróż. To doświadczenie, które zostaje.

AFRYKAŃSKA CIEKAWOSTKA

Podczas podróży po Afryce Wschodniej warto zabrać lżejsze ubrania, ale pamiętaj, że w wyższych partiach może być chłodno – Nairobi znajduje się na wysokości 1795 m n.p.m.

Zapisz się na newsletter!